poniedziałek, 30 października 2017

"Chłopiec z latawcem" to emocje, wzruszenie i niedowierzanie. Dramat Hosseiniego godny polecenia każdemu!




 Autor: Khaled Hosseini 
Wyd.: Albatros 
Gatunek: Fikcja historyczna
Dramat
Ocena: 5/5

"Chłopiec z latawcem” to historia dwóch chłopców mieszkających w Kabulu. Oboje wychowują się bez matek i są w podobnym wieku. Jedyną różnicą między nimi jest status społeczny.  Dramat głównie skupia się na Amirze, który osierocony przez matkę, wychowywany przez tatę szuka w jego ramionach pocieszenia oraz uwagi. Desperacka potrzeba miłości oraz zaimponowania Babie doprowadza do naprawdę smutnych wydarzeń, od których nie ma już odwrotu a ich skutki rzucają cień na całe dorosłe życie chłopaka. Przejdźmy jednak do początku opowieści.
Hazar  to chłopiec biednego pochodzenia. Od urodzenia był skazany na ciężką pracę, nie dane było mu pójść z rówieśnikami do szkoły, by nauczyć się pisać i czytać. Mimo to, jest on inteligentnym młodym człowiekiem. Nad życie ceni sobie przyjaźń i jest bardzo lojalny wobec Amira, o którym nie można powiedzieć tego samego. W trakcie czytania książki odnosiłam wrażenie, iż Hazar był dla niego jedynie kolejną zabawką,  bardziej odrealnioną od pozostałych rzuconych w kąt. Syn Pasztuna wstydzi się chłopca - sługi o zajęczej wardze przy innych kolegach, drwi z niego wielokrotnie i bawi się tylko wtedy, kiedy sam ma na to ochotę. Felerny dzień zawodów w puszczaniu latawców zupełnie przekreśla znajomość Amira i Hasana. Chłopcy i jego rodzice rozstają się w nieprzyjemnych okolicznościach a z głównym bohaterem spotykamy się na nowo długie lata od tego wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. Otrzymuje telefon od dawnego przyjaciela rodziny, który przed śmiercią nawołuje go do uratowania jego duszy od wyrzutów sumienia. To hasło: „można znów być dobrym” zmusza Amira do powrotu do ojczyzny. Przebieg wydarzeń w Afganistanie jest zaskakujący. Zostaje wyjawionych wiele bolesnych tajemnic, które wywracają życie Afgańczyka do góry nogami.
Książkę Khaleda Hosseiniego dosłownie pochłonęłam. Wydźwięk tej powieści jest raczej pesymistyczny. Bohaterowie są smutni. Gnębi ich przeszłość oraz skrywane tajemnice. Czy można jednak kogoś winić o popełnione błędy? Podczas czytania tej lektury miałam wrażenie, że ta historia nie może skończyć się dobrze. Problemy, z którymi borykał się Amir ciągnęły się za nim od lat, mimo to  wyrzuty sumienia nie dawały mężczyźnie spokoju.
Myślę, że ta powieść jest warta polecenia każdemu, kto lubuje się w literaturze poruszającej ważne aspekty społeczne. Nie jest to lektura lekka i przyjemna. Wszystkie rozterki mocno przeżywałam razem z Amirem i mimo błędów młodości trzymałam kciuki, aby rozwiązał swoją sprawę pomyślnie i raz na zawsze pożegnał się z demonami przeszłości. Opowieść zakończona jest w tonie pozytywnym. Afgańczyk puszcza latawiec jak za dawnych czasów. Niemal czułam jak z jego serca spada ciężki kamień a umysł zostaje wyzwolony od trudnych doznań i wspomnień. Był to moment, w którym z uśmiechem na twarzy zamknęłam ostatnią stronę. Nie czułam niedosytu, chciałam, tak zapamiętać Amira, jako człowieka wyzwolonego i szczęśliwego!  





wtorek, 24 października 2017

"Byłam służącą w arabskich pałacach", czyli historia, która choć bym chciała, nie jest wyssana z palca!



Autorka: Laila Shukri
Wyd.: Prószyński i S-ka
Gatunek: Biografia
Ocena : 5/5

Byłam służącą w arabskich pałacach to jak wskazuje opis z okładki „wstrząsająca historia biednej hinduski”, ubogiego dziecka, któremu  w dzieciństwie ledwie udaje się ujść z życiem, głodnej małej dziewczynki, którą opuszcza matka aż na trzy lata, wszystko po to, by mieć za co jeść i żyć . W końcu historia niedojrzałego dziecka, wchodzącego dopiero  w okres dojrzewania, które zostaje zmuszone do ciężkiej, wielogodzinnej pracy.
Powieść polskiej pisarki o pseudonimie Laila Shukri długo leżała na półce zanim po nią sięgnęłam. Miałam przeczucie, że będzie to książka bardzo wstrząsająca, ale i prawdziwa, być może stąd zwlekałam z jej przeczytaniem. Nie do końca jest to też moja tematyka, ale być może dlatego, że dotychczas nie trafiłam na odpowiednie i ciekawe pozycje. Ta zupełnie odmieniła mój punkt widzenia i w kolejce czeka już kolejna powieść tej samej autorki Perska miłość.
Bibi jako dziesięcioletnia dziewczynka zostaje zmuszona nie tyle co przez matkę a zły los, który zrzucił na barki je żywicielki wypadek uniemożliwiający dalsze zarobki, do wyjazdu i ciężkiej harówki w Kuwejcie. Przygody, które przytrafiają się dziewczynce nie są to rzeczy, o których powinna wiedzieć dorastająca nastolatka. Tymczasem rzeczywistość jest inna i Bibi wychowuje się wśród biedy, śmierci i dwulicowych, wywyższających się pond innych ludzi. Jest służącą bez wolnej woli, prawa do podejmowania samodzielnych decyzji, bez prawa do wesołego dzieciństwa. Nie widzi w tym żadnej sprawiedliwości, ale zdaje sobie sprawę, że w takim świecie przyszło jej żyć i za wszelką cenę dba o swoją pracę, by móc utrzymać rodzinę.  Wszystkie krzywdy, które jej dotykają kształtują w niej charakter. Dojrzewa w niej siła do walki z przeciwnościami, budzi się  w niej chęć do stoczenia boju o swoje życie. Cierpienia, które spotykają główną bohaterkę wydają się nie mieć końca. W trakcie czytania, ciągle trzymałam kciuki za Bibi, aby jej los diametralnie się odwrócił. Niestety, nic takiego się nie stało a z biegiem lat, kwestia prześladowania wzrastała pod wieloma względami, aż doszło do wielkiej tragedii.
Byłam służącą w  arabskich pałacach to książka obok, której naprawdę ciężko przejść obojętnie. Porusza problemy społeczeństwa wschodniego, które niestety, ale do pewnego stopnia do dziś dnia są kulą u nogi współczesnego świata. Naprawdę warto wgłębić się w historię tej hinduski, aby po prostu wiedzieć więcej o tym co nas otacza, bo jest to opowieść, która nie da się ukryć, ale otwiera oczy na krzywdę ludzką! 


czwartek, 19 października 2017

Zaręczyny i co dalej...?



Wydawało mi się, że przy tej serii na blogu palce nie będą nadążały gonić za myślami a tu jest zupełnie odwrotnie. Właśnie przed sekundą usunęłam kilkaset znaków, bo tekst wydał mi się za płytki i nie przekazywał wszystkiego, czego tak naprawdę teraz nie umiem ubrać w słowa, chociaż jeszcze rano myślałam, że to kwestia spisania moich przemyśleń. Cóż, to trudniejsze niż mi się wydawało.
Szczerze mówiąc, temat zaręczyn uważam za bardzo prywatny, kruchy, tylko mój i męża, że nie do końca przebieg wydarzeń chciałabym tu opisywać. Ten wieczór był po prostu piękny. Jedyny w swoim rodzaju. Mimo planów co do wspólnej przyszłości, oświadczyny były dużym zaskoczeniem a przede wszystkim szokiem, iż zmiany nastąpiły tak szybko. 
Tak jak napisałam wyżej, spodziewałam się, że ten moment nastąpi, aczkolwiek kiedy to się stało, moje serce kołatało jak szalone.  Nie mogłam uwierzyć, że jestem narzeczoną i wiedzie to w stronę założenia rodziny a to naprawdę poważna decyzja i długo potem jeszcze myśli kotłowały się w mojej głowie. Był to naprawdę duży skok. Sam moment ślubu był dla mnie radością w sercu a to właśnie zaręczyny sprowadziły nas na tę drogę i wywołały lawinę przemyśleń. Nie oszukujmy się – czekały na nas wielkie zmiany. Z perspektywy czasu wiem, że ta decyzja wyszła nam na dobre, chociaż skłamałabym, gdybym napisała, iż obyło się bez sprzeczek, nerwów czy łez, aczkolwiek niczego nie żałuję! Jestem pewna, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Miejsce naszego wesela z góry było ustalone, doskonale wiedzieliśmy, gdzie chcemy, aby odbyło się przyjęcie. Jednak zdecydowaliśmy się odwiedzić jeszcze jeden lokal, aby się w tym utwierdzić. Jakim szokiem było dla nas, gdy właściciel pięknej i nowoczesnej sali nie oferował nam umowy. Choć lokal sam w sobie był bardzo romantyczny, został skreślony od samego początku.  Mydlono nam oczy, jednak my jedyne co widzieliśmy to mnóstwo pułapek – głównie ukrytych opłat. Podziękowaliśmy i udaliśmy się prosto w miejsce, które było doskonale przez nas sprawdzone. Właściciel już przed samym weselem odrobinę bardzo nas rozczarował swoją małomównością i prowadzeniem rozmowy bardzo ogólnikowo i gdyby nie to, iż znaliśmy jego możliwości, nigdy byśmy się na niego nie zdecydowali. Po pierwszej rozmowie również dopadły mnie wątpliwości, które tłumaczyłam, że do 26 sierpnia dzieliły nas jeszcze lata świetlne. Mężczyzna okazał się mieć bardzo wycofany sposób bycia, więc jeżeli natraficie na kogoś takiego a nie przekonaliście się na własnej skórze czy lokal jest godny polecenia, najlepszym rozwiązaniem jest się wycofać. My na całe szczęście mieliśmy kogoś sprawdzonego i co najlepsze jak na dzisiejsze ceny dość taniego. Wybór ostatecznie przewyższył nasze oczekiwania! Był strzałem w dziesiątkę. Goście chwalili jedzenie oraz dużą przestrzeń i swobodę ruchów, chociaż wesele przez nas organizowane było dość niemałą imprezą.
Jeśli chodzi o datę, nie zależało nam na konkretnym terminie. Coś kusiło nas w stronę przełomu sierpnia i września i ostatecznie w spontanicznej decyzji postawiliśmy na 26 dzień sierpnia i myślę, że wybór był tym dobrym. My rezerwowaliśmy salę  w momencie, gdy 2017 rok nie był jeszcze jakoś szczególnie zajęty, więc mieliśmy ten komfort dowolnej decyzji.
Niecałe dwa lata, które zdecydowaliśmy się poczekać wydawały mi się być wiecznością. Myliłam się niesamowicie. Czas przeleciał nam między palcami i nawet nie wiem kiedy stałam przy ołtarzu z przyszłym mężem naprzeciwko. Jeżeli miałabym komuś coś doradzić w tym temacie powiedziałabym, że bez sensu jest czekać latami i trwać w narzeczeństwie w nieskończoność, bo jest to według mnie czas takiego zawieszenia pomiędzy jednym etapem w życiu a drugim. Aczkolwiek ważne jest, aby dać sobie jakiś czas (dla nas akurat idealne były dwa lata), aby związek się umocnił, zakochani się utwierdzili w swoich uczuciach i przygotowali na nadchodzące zmiany. Okres narzeczeństwa potrafi ubarwić nasze życie i sprawić, iż relacje z ukochanym przejdą na wyższy poziom.

wtorek, 10 października 2017

"Apartament", czyli Danielle Steel o sile prawdziwej przyjaźni




Apartament”
Autorka: Danielle Steel
Wyd.: Amber
Ocena: 5/5



Od twórczości Danielle Steel miałam dość długą przerwę, chociaż przez moje nastoletnie ręce przeszło wiele jej powieści obyczajowych. Prawdę mówiąc na kupno tej pozycji skusił mnie fakt, iż fizycznie jest to książka bardzo podręczna, gdyż dorwałam ją na krakowskim lotnisku w drodze w naszą podróż poślubną.
Na samym początku chciałam zaznaczy, iż Apartament  to powieść bardzo, hmm może nie prozaiczna, ale nieskomplikowana, lekka oraz łatwa i szybka w czytaniu. Sama na plaży w Puerto Rico musiałam się powstrzymywać od połknięcia całej na raz, by mieć coś na drogę powrotną. Historia czterech przyjaciółek mieszkających w nowojorskim lofcie bardzo przypadła mi do gustu. Dziewczyny od pierwszego rozdziału zdobyły moją sympatię. Choć tak różne od siebie pod każdym względem, kochają się i są dla siebie jak siostry. Claire, Abby, Sasha i Morgan są w innym wieku i na innym etapie w życiu. Wszystkie cztery wiele przeszły jako nastolatki, co dość mocno oddziałuje na nie w życiu dorosłym. Claire za wszelką cenę dąży do twórczej pracy, blokowana przez konserwatywnego szefa, popada w pewien rodzaj konsternacji. Dodatkowo intensywny romans ze starszym mężczyzną odbiera jej czujność!  Abby to dziewczyna z bez wątpliwym talentem pisarskim, jednak toksyczny związek zaślepia ją zupełnie a przebudzenie nie jest dla niej najprzyjemniejszą rzeczą w życiu. Sasha natomiast to ambitna studentka, która dba jedynie o swoją karierę lekarki i swoje pacjentki. Marzy pomagać kobietom, jednak również dla niej los szykuje wiele niespodzianek. Morgan to najstarsza lokatorka, ma stałego partnera i jedyne czego pragnie od życia, aby jej kariera kwitła a ukochany mężczyzna był zawsze obok. Niestety jej koszmary znajdują odzwierciedlenie w życiu realnym.
Apartament to książka, którą zdecydowanie polecam, jeżeli akurat chcemy odpocząć od pozycji ciężkich, wymagających od nas włożenia dużo wysiłku w ich przeczytanie czy zrozumienie. Jest to idealna historia na wakacje czy też na jesienny wieczór na poprawę humoru. Akcja bywa naprawdę zaskakująca i osobiście nie byłam znużona obyczajowością powieści przez ani sekundę. Świadczy o tym fakt, iż ostatnie trzy rozdziały czytałam o 2 w nocy w autobusie i zdaje się, że byłam jedyna wśród nieśpiących tam osób. (no może oprócz kierowcy :P )

Natomiast w przeciągu kilku tygodni najprawdopodobniej pojawi się kolejna recenzja książki Danieel Steel, której czytanie rozpoczęłam dwa dni temu, więc jestem bardzo ciekawa czy Idealne życie przypadnie mi do gustu, a zapowiada się naprawdę ciekawie.