poniedziałek, 30 kwietnia 2018

"Zapomniany pokój" - K. White, B. Williams, L. Willig


Autorzy: Karen White
Beatriz Williams
Lauren Willig
Wyd.: WAB
Gatunek: Literatura piękna, romans
Ocena: 4/5

Nie mogłam uwierzyć jak ciężko było mi zebrać się i napisać całą recenzję od początku do końca. Ciągle brakowało mi słów a to, co napisałam usuwałam niezliczoną ilość razy. Skoro ta recenzja pojawiła się na blogu, oznacza to, że nie poddałam się spadkowi formy i zebrałam się w sobie, by wydukać kilka zdań na temat tej książki. Możecie być ze mnie dumni! :D

„Zapomniany pokój” został napisany przez trzy kobiety, co początkowo mnie martwiło. Obawiałam się, że trzy różne style nie połączą się w jednolitą całość, sprawiając wrażenie trzech różnych opowieści zamkniętych w jedną okładkę. Tak się nie stało, więc było to dla mnie dużym plusem. 
Na samym początku zaznaczę: ta książka była… bardzo fajna, ale… no właśnie! Czegoś mi w niej brakowało. Wydaje mi się, że chodzi tu o pewne spłycenie tej historii. Sprawienie, że to, co działo się  w życiu tych trzech, ewidentnie spokrewnionych kobiet, było po prostu mało realne. Nie będę jednak wyprzedzała faktów ani zdradzała, co mam na myśli, ponieważ mimo kilku mankamentów, czas spędzony z tą książką uważam na dobrze spożytkowany.

Książka opowiada o trzech kobietach, żyjących w trzech epokach. Olive, Lucy i Kate łączą nie tylko więzy krwi, ale mężczyzna, od którego tak naprawdę wszystko się zaczyna. Zagadką jest rubinowy naszyjnik, który z niewiadomej przyczyny znajduje się w posiadaniu każdej z nich. Jego historia jest im nieznana, ale prowadzi w jedno miejsce – do  tytułowego zapomnianego pokoju.
Czytając opis na tyle okładki umierałam z ciekawości, jaki los czeka nasze bohaterki. Nastawiałam się na coś ekstremalnie pokręconego i wspaniałego. Czekałam na romantyczną historię, która sprawi, że moje serce zadrży. Jednak określiłabym ją raczej jako obyczajówkę, która skupia się nie na samym uczuciu rodzącym się w najmłodszej z postaci, czyli
dr. Kate a na przeszłości. Na odkryciu tajemnic, które tkwiły jak zadra w tej trzypokoleniowej rodzinie od lat.
Muszę przyznać, że bardzo polubiłam bohaterki powieści, ale pod koniec książki zaczęłam odczuwać niedosyt. Myślę, że chyba nie poznałam ich aż tak dobrze jakbym chciała. Wiedziałam gdzie pracują, kim są i skąd pochodzą, ale zabrakło mi ich od strony prywatnej. Co robią, kiedy nie myślą o tym, że akurat nie mogą być z ukochanym mężczyzną? Czy mają jakieś zainteresowania? Marzenia? W powieści dostajemy suche
i podstawowe fakty oraz to, co wywnioskujemy z dialogów. Choć sama zagadka z dawnych lat wydawała się być super interesująca, nie chciałam, aby Kate na tym opierała swoje życie. Na udowodnienie nieżyjącej matce, że nie popełni błędów jej i babki. Za duży plus jednak uważam fakt, że pisarki wykreowały postaci bardzo zbliżone do rzeczywistości. Nie były jedynie głuchym wytworem wyobraźni. Tyczy się to również mężczyzn, którym rozmaite wady i słabości dodawały jedynie uroku.
Autorki książki wykreowały wspaniałą atmosferę w książce i to jest rzecz, do której nie mam najmniejszego zarzutu! Bez względu na to, w który rok mieliśmy się akurat przenieść, bez względu na to, czy narratorem stawała się Olive, Lucy czy Kate czułam się
w stu procentach obecna w ich życiach. Niemal słyszałam skrzypiące schody, gdy Olive wkradała się na poddasze Henrego. Nie miałam również kłopotów z podążaniem za tempem akcji. Pisarki dozowały nam wiadomości i mimo dość częstych zmian narracji nie odczuwałam zagubienie czy zdezorientowania. Kobiety świadomie dostarczały nam co raz to nowszych informacji, wzbudzając naszą ciekawość krok po kroku.
Nie mogę powiedzieć, że zawiodłam się na zakończeniu. Jako absolutna fanka szczęśliwych
i romantycznych zakończeń – nie mogłam, ale trzeba to napisać, że odrobinkę zawiodłam się na rozwinięciu akcji, która rozpoczęła się z rozmachem a skończyła się dość zwyczajnie. Mimo to, polecam Wam tę książkę. Opowiada po prostu o sile uczuć, których płomień nigdy nie wygasa. 







piątek, 27 kwietnia 2018

Mój pierwszy tag książkowy

W ostatnim czasie natknęłam się na kilka fajnych TAG’ów i pomyślałam, że fajną sprawą byłoby napisać coś podobnego. Przyznam szczerze, że w pytaniach można przebierać i każdy znalazłby coś dla siebie! Zapraszam Was do czytania. :)

1.     Dlaczego zacząłeś/zaczęłaś czytać? 

Właściwie to nie znam odpowiedzi na to pytanie. Odkąd pamiętam chodziłam do biblioteki i tam z paniami bibliotekarkami wynajdowałyśmy jakieś perełki. Potrafiłam spędzać tam naprawdę dużo czasu. Nie raz do domu wracałam z porwaną reklamówką, bo przesadzałam z ilością książek. Zamykałam się gdzieś w kącie i nie znosiłam kiedy ktoś mi przerywał. Chyba już wtedy był to mój sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Tak mi zostało do dziś.

2.     Czy układasz książki na półkach według jakiegoś klucza? Jeśli tak, to jakiego? 

Zwykłam układać książki wedle koloru, ale odkąd brakuje mi miejsca na półkach w domu rodzinnych, zaczęłam trzymać je w dużym koszu wiklinowym, ale nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będę mogła je poustawiać w swojej biblioteczce we własnym domu! Będzie to na pewno zrobione według koloru!

3.     Z jakim autorem chciałabyś przeprowadzić wywiad i dlaczego? (może być nieżyjący)

Z zagranicznym to z Camillą Lackberg, która jak dla mnie tworzy naprawdę intrygujące historie z niebanalnymi zakończeniami  i Marc’iem Elsberg’iem - podziwiam jego zdolność do opisywania nowinek technologicznych, nie przyprawiając czytelnika o ból głowy! :D  Co do polskich pisarzy to z Magdaleną Witkiewicz, do której wracam zawsze kiedy mam ochotę na coś lekkiego i przyjemnego!

4.     Jaki autor najbardziej Cię rozczarował (z dowolnego powodu, np. fatalną książką, postawą)? 

Byłam rozczarowana „Pudełkiem z marzeniami”, bo do tej pory książki, które wychodziły spod pióra pani Witkiewicz zawsze przypadały mi do gustu. Jednak nie spodobało mi się to w kolaboracji z Alkiem Rogozińskim. Jednak nie doświadczyłam jeszcze na tyle dużego rozczarowania, by postanowić, że do danego autora nie zamierzam wrócić.

5.     Jaki autor jest według Ciebie niesłusznie niedoceniony lub mało znany? 

Wielu jest takich. Na blogach ciągle poznaje nowych pisarzy. Mam na myśli tu w szczególności polską twórczość, bo lubię udowadniać sobie i innym, że my Polacy to utalentowani twórcy! Dlatego uważam, że niedoceniony jest na pewno debiutant, którego ktoś skreślił po jego pierwszej wydanej pozycji. Myślę, że takim osobom warto dać kredyt zaufania.

6.     Co sprawia, że wracasz do niektórych książek?

Dana książka musi mieć w sobie coś, co mną mocno poruszy. Zazwyczaj wracam myślami do powieści bardzo życiowych, które wstrząsnęły mną dożywotnie i wycisnęły kilka łez. Ale z reguły raczej rzadko sięgam po jakąś powieść po raz drugi.

7.     Jaki typ bohatera cenisz sobie najbardziej?

Lubię kiedy autor tworzy bohatera, który może być moim sąsiadem, panią z przychodni, moim znajomym, itp. Jestem wtedy w stanie na spokojnie przeżywać z nim jego rozterki i nie zastanawiam się: „hmm, co jest z nim nie tak” :D. Nie przepadam za to za postaciami, które są aż nadto idealne.

8.     Czy masz jakieś nawyki czytelnicze (np. sprawdzasz liczbę stron, czytasz ostatnią kartkę, sprawdzasz stronę redakcyjną)?

Zawsze przed czytaniem wącham książkę. Czasem też w trakcie. Uwielbiam zapach papieru i to takie moje małe uzależnienie :D. 

9.     Czy jakaś książka podobała Ci się mniej niż jej ekranizacja? Jeśli tak, to jaka?

Jedynie „Pamiętnik”. Oglądałam go kilkukrotnie i mimo wszystko wolę film od książki. U Sparksa da się większość rzeczy przewidzieć a reżyser filmu stworzył wyjątkową atmosferę a aktorzy zrobili świetną robotę!To chyba jedyny wyjątek. Poza nim książka zawsze zwycięża nad filmem!

10.     Jaka książka zrobiła na Tobie największe wrażenie w ostatnim czasie?

Zdaje się, że typowałabym „Promyczka”. Wylałam na nim wiadro łez, ale to było jeszcze w 2017 roku. Patrząc jednak na ostatnie tygodnie przychodzi mi na myśl "Jesteś moja". Powieść, która poruszyła kilka głębokich strun w moim sercu. 

Mam nadzieję, że Wam się spodobała taka forma postu. Natomiast w zanadrzu mam kilka zrecenzowanych pozycji, które myślę, że mogą Was zainteresować! :D W Irlandii mamy piękny piątek. Cieszę się pogodą, bo od jutra zaczynam nową pracę, więc trzymajcie za mnie kciuki! A Wy jakie macie plany na weekend?

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

"Jesteś moja" - Helen Klein Ross


Autor: Helen Klein Ross
Wyd.: Prószyńska i S-ka
Gatunek: Literatura współczesna
Ocena: 5/5

  
Nareszcie! Gdy przeczytałam książkę „Jesteś moja” miałam ochotę krzyczeć z radości, ale nie dlatego, że jej zawartość była taka radosna – co to, to nie (wręcz przeciwnie)! Ale już spieszę z wytłumaczeniem o co mi tak właściwie chodzi! Otóż dawno nie czytałam czegoś, co pochłonęłabym jednego dnia/popołudnia/nocy! Czułam jakby siadła na mnie jakaś klątwa czytelnicza. Od początku roku czytywałam pozycje dobre, ale nie bardzo dobre. Z moich ust ani razu nie padły słowa stu procentowego zachwytu, aż do teraz. Zakochałam się w kompozycji książki, w bohaterach i ich kreacji, ale przede wszystkim w historii – poruszającej i do bólu prawdziwej. Czułam się jakby za zasłoną liter stała prawdziwa osoba i jej rozterki! To było wspaniałe przeżycie! Ale do rzeczy.
„Jesteś moja” to powieść, którą nabyłam na lotnisku w Krakowie. Zauważyłam ją w ostatniej chwili i jestem losowi za to teraz wdzięczna. Lektura oznaczona jest hasłem Kobiety to czytają, więc w przyszłości zwrócę na to więcej uwagi. Książka jest autorstwa Helen Klein Ross – pisarki mieszkającej i publikującej w Nowym Yorku. A „Jesteś moja” zostało wydane w 2016 roku.

Powieść w oryginalnym tytule „What was mine” opowiada o Lucy Wakefield, kobiecie wykształconej i spełnionej, ale do czasu, gdy zaczyna pragnąć dziecka. Po wieloletnich staraniach mąż nie jest w stanie nieść ciężaru jej zawodu i odchodzi. Bohaterka zostaje sama i gdzieś po cichu zaczyna rozumieć, że jakiekolwiek szanse na macierzyństwo z dnia na dzień nikną. I wtedy w Ikei widzi ją – małą, rumianą, radosną dziewczynkę, pozostawioną na pastwę losu. Działa instynktownie wtedy i przez kolejne 21 lat, kiedy Mia zabrana od matki, dorasta pod jej dachem.
Jestem świadoma jak okropna dla rodziców dziewczynki musiała być jej utrata. Doskonale zdaję sobie sprawę jak dużym błąd popełniła Lucy. Oczami wyobraźni widzę wszystkie matki, które podczas czytania czuły złość na główną bohaterką, solidaryzując się z Marilyn, czyli matką biologiczną. Jednak nie jestem w stanie jej potępić. Nie dlatego, że nie wiem jak postąpiłabym sama w jej przypadku, ale dlatego, że nie wiem jak to jest odczuwać fizyczną tęsknotę za dzieckiem, którego nigdy się mieć nie będzie. Choć sama pragnę je kiedyś mieć, nie mam tak dużej wyobraźni, by zrozumieć co czuła Lucy w momencie, gdy wyciągała dziecko ze sklepowego wózka. Każdy jest człowiekiem, popełnia błędy, których czasem nie da się naprawić. A ta kobieta dała małej Mii wszystko co najlepsze. Wychowała na dobrego człowieka. Zapewniła dom, miłość i bezpieczeństwo. Choć nie ma słów, by usprawiedliwić jej przestępstwo, nie odważę się, by zrugać ją publicznie.
Nie umiem sobie wytłumaczyć skąd u mnie tyle współczucia wobec kobiety, która wobec prawa jest oprawczynią a tak mało wobec kogoś, kto stał się ofiarą. Być może gdzieś w głębokiej podświadomości, zupełnie jak ojciec dziecka, obwiniam matkę Mii, za to, że zostawiła ją w wielkim sklepie, zdaną na łaskę i niełaskę obcych ludzi. Czy był to jedynie sposób, w który autorka manipuluje uczuciami swoich czytelników, po to, by nie wystawiać Lucy na zbyt dużą krytykę i nienawiść? Może za mało poznałam Marilyn i nie zobaczyłam jej w  roli dobrej i opiekuńczej matki a w roli matki ciężko pracującej?
Poza trzema kobietami, o których piszę powyżej, w książce pojawia się wiele innych postaci, mężowie, kochankowie, dzieci, rodzeństwo, koledzy i koleżanki z pracy, opiekunka porwanej Mii. Jednak akcja głównie kręci się wokół Lucy, Mii i Marilyn, ale autorka powieści daje szanse czytelnikowi, by poznał zdanie wszystkich wyżej wymienionych osób. Dzięki czemu, otrzymujemy lekturę, w której narratorem jest każdy. Bardzo spodobał mi się ten sposób opowiadania o tej tragedii, nie tylko dlatego, że poznajemy różne punkty widzenia, ale się nie nudzimy. Dodaje to dynamizmu akcji, co wpływa na to, że książkę czyta się jednym tchem.

Na pewno już zauważyliście, że książką jestem zachwycona, ale czytywałam też recenzje, w których recenzent skarżył się na zbyt długie opisy, które nie wnosiły nic wartościowego do tej opowieści. Nie umknęły one mojej uwadze, ale nie czułam się przez nie rozpraszana. Wręcz odwrotnie. Miałam wrażenie, że to wszystko jest bardzo realne. Chwilami czułam się jakbym dostała prywatny list, od którejś  postaci. Zresztą byłam tak skupiona na całej fabule i na tym, dokąd los poprowadzi bohaterów, że nie umiałam skupić się na takich drobiazgach. Nie zaprzeczę też, że podczas ostatnich rozdziałów zaskoczyłam się kilkukrotnie.
Książkę warto przeczytać. Jej przekaz niesie wiele życiowych mądrości i kładzie nacisk na to, co teraz, bo tak naprawdę nie wiemy co wydarzy się dnia następnego. Dlatego doceniajmy kochani, co mamy, bo możemy to utracić w mgnieniu oka. Myślę, że na długo zapamiętam historię Lucy Wakefield. A Wam polecam się z nią zapoznać.


środa, 18 kwietnia 2018

"Lampiony" - Katarzyna Bonda


Autor: Katarzyna Bonda
Wyd.: Muza
Gatunek: Powieść kryminalna
Ocena: 2,5/5


 Choć zupełnie nie dawno pojawiła się recenzja „Sprawy Niny Frank”, to znów na blogu u mnie Bonda. Tym razem przychodzę do Was z moimi przemyśleniami na temat „Lampionów”, czyli trzeciego i przedostatniego tomu z serii o żywiołach. (link do "Pochłaniacza"). Czy jednak tym razem powiem aż tyle dobrych słów na temat jej twórczości?
Powiem szczerze, że w poprzednich częściach polubiłam się z Saszą Załuską, czyli główną postacią „Czterech Żywiołów” i naprawdę się cieszyłam, że w swojej kolekcji mam już trzecie wydanie – ogień. Patrząc na jego grubość, zacierałam ręce i przygotowywałam się na długą i ciekawą, nową przygodę profilerki. Z przykrością jednak muszę przyznać, że tym razem się zawiodłam.

Sasza Załuska zostaje przyjęta na cywilny etat do gdańskiej policji i natychmiast oddelegowana do nowego zadania w Łodzi. To miasto stało się terenem groźnych wydarzeń. Dochodzi do serii pożarów. Mnożą się napady na bezdomnych i cudzoziemców, jawne akty homofonii i antysemityzmu. Działają bezwzględni czyściciele kamienic i szajki wyłudzające majątek od naiwnych staruszków, handlarze narkotyków, nieuczciwi prawnicy, podejrzani detektywi i fałszerze. Jakby tego było mało, pojawia się także podejrzenie, że Łódź jest zapleczem islamskich terrorystów. Czy te pozornie niepowiązane incydenty to w rzeczywistości realizacja jednego zbrodniczego planu, czy dzieło szaleńca? A może ta apokalipsa ma służyć jakiemuś konkretnego celowi?


Już na wstępie muszę ostrzec, że „Lampiony” to najsłabsza książka, która wyszła spod ręki Katarzyny Bondy. Stwierdzam to z przykrością, ale muszę być szczera sama ze sobą, że ta powieść okazała się być, krótko mówiąc, niewypałem. Po pierwsze – brakowało mi Załuskiej. Jej postać polubiłam już od samego początku i ciężko szło mi pogodzenie się z tym, że teraz pojawiała się tak rzadko. Zawsze chwaliłam ją za jej samozaparcie, siłę do walki, ale i poczucie humoru czy cięty język! Przez jej nieobecność zabrakło mi takiej ikry w powieści, przez co nazwałabym ją nużącą.
Po drugie bohaterowie – a raczej ich nadmiar i bezosobowość. Zbyt wiele postaci, zbyt wiele różnych historii, które nijak łączyły się w całość. Ten tłok wywoływał u mnie zagubienie. Nie mogłam się odnaleźć wśród tych poplątanych wątków. Bonda tym razem wprowadziła do powieści chaos, z którego nie można było wybrnąć. Przytłaczał i sprawiał, że wszystko dookoła, poza treścią „Lampionów” stało się o wiele ciekawsze! Już z samego opisu można wywnioskować, że autorka w tym tomie zaserwuje nam multiwątkowość, ale nigdy nie powiedziałabym, że spod jej pióra wyjdzie coś tak poszarpanego i nieułożonego. 
Koniec książki dał mi odrobiny nadziei, że ostatnia już część sagi będzie bardziej dotyczyła osoby, dla której właściwie tak te powieści polubiłam. Pomimo tego jednego przykrego doświadczenia, zamierzam przeczytać „Czerwonego Pająka”, by sprawdzić czy styl Katarzyny Bondy nie przeszedł jakiejś dziwnej metamorfozy na jej niekorzyść. Na ten moment jednak zarządziłam chwilową przerwę od jej twórczości, by nie poczuć, że wychodzi mi bokiem!