Autor: Natalia Murawska
Wyd.: NovaeRes
Gatunek:
Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/5
„Życie jest piękne” to nie tylko tytuł
książki, o której będziemy dziś mówić. To również stwierdzenie. Życie, owszem,
jest piękne, ale czy możemy o tym pamiętać, kiedy cały świat wali nam się na
głowę? Czy wśród Was jest ktoś, kto w ciężkich chwilach powie: „spoko, życie
jest i tak piękne”? Złościmy się na los, nienawidzimy śmierci, chorób, które na
nas zsyła, wypadków, mniejszych lub większych niepowodzeń, samotności, braku
poczucia przynależności. Niesprawiedliwością wielką jest fakt, iż bardzo często
to, co mamy doceniamy dopiero wtedy, gdy jesteśmy o krok, by to stracić.
Natalia Murawska
poruszyła bardzo skomplikowany temat. Gdy tylko słyszymy, czytamy o chorobach
nowotworowych mamy ciarki na plecach. Czasami odnoszę wrażenie, że też nie mówi się
o tym na tyle, ile powinno. Jakby udając, że nie ma tematu, unikniemy spotkania
z chorobą.
Cornelia to
zwykła nastolatka. Razem z najlepszą przyjaciółką Natalie wiodą
najnormalniejsze życie, jakie wiodą ich równolatki. Marzą, planują, są pełne
radości na nadchodzącą przyszłość. Jednak nagła wiadomość o białaczce spada na
Nel jak grom z jasnego nieba i choć wkoło dziewczyny jest mnóstwo rąk gotowych
do pomocy, w tym wszystkim zabrakło jej nadziei, światełka w tunelu,
który w najmniejszy sposób dałby jej znak, zielone światło, że jakakolwiek
walka ma sens. Na domiar złego, Natalie boryka się z nawrotem choroby
alkoholowej swojej mamy, której nabawiła się po tym, jak mąż ją zostawił dla
innej kobiety, obwieszczając światu radosną nowinę. Nastolatka czuje się samotna
i nie radzi się z natłokiem obowiązków. Ucieka w seks z przypadkowymi
mężczyznami, co każdego razu prowadzi ją do coraz większej zguby. To jak bardzo
te dwie dziewczyny się potrzebują, jest niemal namacalne. Odnosiłam wrażenie,
że ich życia na zmianę rozbijały się na miliardy kawałeczków i często ratowały
się nawzajem swoją obecnością.
Powiem szczerze,
że podczas czytania chwilami pękało mi serce. Trzymałam kciuki za to, by Nat i
Nel wygrały walkę o swoje życie. By się nie poddawały. Z uśmiechem na twarzy,
kibicowałam ich pierwszym związkom. Przy końcu książki uroniłam kilka łez i
zostałam nawet lekko zaskoczona, bo wydawało mi się, że całość zmierza w
odrobinę innym kierunku.
Te 318 stron,
które wyszły spod pióra pani Murawskiej to ukłon w stronę przyjaźni, miłości i
rodziny. Pisarka właśnie te trzy rzeczy przedstawiła jako fundamenty udanej
ziemskiej wędrówki, a ja bezapelacyjnie muszą się z nią zgodzić. Jest to
również, a może głównie ukłon w stronę życia, nie tylko w tych pięknych,
kolorowych odsłonach, bo sztuką nie jest uśmiechać się i czerpać, z tego co
niesie, gdy wkoło nas dzieją się same dobre rzeczy. Prawdziwą umiejętnością,
odwagą i siłą odznacza się ten, który pomimo bagażu doświadczeń, złamanego
serca oraz ciągłego niepowodzenia potrafi chwytać każdą sekundę i wyciskać z
niej ile tylko możliwe.
Polubiłam tę
książkę. Spodobało mi się wtrącanie narracji Natalie, urzekły mnie adekwatne
cytaty do każdego rozdziału. Styl pisania bardzo ułatwiał czytanie. Historia
toczy się w perfekcyjnym tempie – nie wybiega zbytnio do przodu, ani nie dłuży
się w nieskończoność. Jedynym „ale”, które mogłabym zarzucić całości, to fakt,
że dwukrotnie lub trzykrotnie miałam małe skojarzenie z „Bez mojej zgody”. W
żadnym wypadku jednak nie nazwałabym tego powielaniem schematów, więc w ani
najmniejszym stopniu nie wpłynęło to na mój odbiór całości powieści.
Cieszę się, że
ta książka trafiła w moje ręce. Przypomniała mi o tym, że każda godzina jest
cenna. Obecność osób, których kochamy niezastąpiona. Burza nie trwa wiecznie. A
życie mamy tylko jedno!
Dziękuję za egzemplarz książki autorce, pani Natalii
Murawskiej oraz wydawnictwu NovaeRes.