sobota, 30 czerwca 2018

Monika & Filip


Witam, kochani!

Dziś przychodzę do Was z nową serią na moim blogu, a mianowicie efekty sesji zdjęciowych. Na ten post przygotowany materiał pochodzi jeszcze z marca, więc pora zacząć nadrabiać zaległości.
Jeśli ktoś z Was miałby ochotę śledzić moje fotografię na bieżąco, zapraszam Was serdecznie na fanpage na Facebooku (link do strony), gdzie staram się aktywnie udzielać i dzielić z innymi efektami mojej pracy.















* Kopiowanie zdjęć i treści bloga jest zabronione.

wtorek, 26 czerwca 2018

"Niczyj. Prawdziwe oblicza bezdomności." - Ewelina Rubinstein


Autor: Ewelina Rubinstein
Wyd.: Psychoskok
Gatunek: Literatura faktu
Ocena: 5/5



Przyznaję, że napisanie ten recenzji sprawiło mi dużo kłopotu i po raz kolejny już rozpoczynam ją od nowa. Zamiast recenzować książkę, styl pani Eweliny Rubinstein, zaczynałam filozofować o tym jak w życiu wszystko może łatwo przeminąć. Ale czy tak właśnie nie jest? 

Całość to rozmowy z bezdomnymi z kilku województw w Polsce. Niektórzy z nich są tacy jak ich sobie wyobrażałam dotychczas, czyli tułający się po mieście pijaczki. Jednak każdy z nich ma za sobą pewną historię, co nie czyni ich gorszymi ludźmi. To właśnie ona doprowadziła ich do miejsca, w którym się aktualnie znajdują. Ten człowiek, jeden i drugi, bezdomności nie wybrał – sięgnął po alkohol, narkotyki, stracił pracę lub żonę, poszedł nie tą drogą, ale nigdy nie pomyślałby, że jego domem zostanie ulica! Przykre jest myśleć, że czasem wystarczy jedno potknięcie, by spaść na same dno i nie móc się od niego odbić! A najgorsze jest, gdy w momencie upadku nie ma nikogo, by podać nam pomocną dłoń. Trzeba być bardzo słabym, by nie umieć podołać takiej sytuacji, ale trzeba być twardym jednocześnie, by przetrwać bez dachu nad głową.
Smutno mi na myśl o tych ludziach. Szczególnie żal tych, którym świat rozsypał się, bo zawiódł pracodawca, bo przyszła choroba, bo państwo nie wyciągnęło ręki do człowieka w potrzebie. A teraz , ten człowiek, ten bezdomny w cuchnących ciuchach nie ufa władzy, systemowi, nie ufa ludziom, nie ufa nawet sobie. Jest bezbronny. Czuje się poniżony i ma niskie poczucie własnej wartości. A jedynymi powodami do radości jest kolejna otwarta puszka z piwem lub sucha bułka! Luksusem jest prysznic czy czyste odzienie! A dla kobiet, powodem do świętowania jest zdobycie podstawowych artykułów do higieny intymnej.  W dzisiejszych czasach to naprawdę oburzające!
Dla mnie była to naprawdę mocna książka. Poruszyła mój system wartości aż po same fundamenty. Zaczęłam się więcej zastanawiać nad tym, co naprawdę ważne. Jedno jest pewne – „Niczyj” to nie tylko wywiad z osobami bez domu, bez rodziny, bez przyjaciół, to dowód na to, że w życiu może skończyć się wszystko: władza, pieniądze, miłość, kontrola nad nałogiem i wiele innych. Ta książka utkwi mi w pamięci na  bardzo długi czas. „Poznałam” w niej wielu ludzi, niektórych polubiłam za ich charakterność, system wartości i trzeźwość myślenia ( dosłownie i w przenośni). Nie mogę powiedzieć, że zgodzę się z każdą wypowiedzianą opinią i że mogę się podpisać pod wszystkim, co padło z ust tych bezdomnych osób. Przykładowo, w niektórych przypadkach odczuwałam wrażenie, że ktoś przez wzgląd na swoją dumę, wolał zamarznąć, zamiast walczyć o swój los i o swoje życie, udając się np. do schroniska dla bezdomnych czy biorąc udział w projektach resocjalizacyjnych dla bezdomnych. Pozostawię to jednak Waszej ocenie.
Polecam pozycję, którą wydała pani Rubinstein i nie zawaham się tego powtórzyć. Jest to bardzo ważna lektura – sentymentalna, melancholijna, odsłaniająca życie od tej gorzkiej strony. Cieszę się, że miałam okazję wygrać ją u Subiektywnie o książkach, bo najprawdopodobniej sama nie zdecydowałabym się jej przeczytać. Obawiałabym się, że tematyka mnie przytłoczy, a książka jest napisana bardzo lekko. Pomimo tak poważnego tematu, swoboda, z jaką autorka dyskutowała ze swoimi rozmówcami sprawił, że nawet nie zorientowałam się jak o północy dobrnęłam do ostatniej strony. Jeśli czytaliście koniecznie napiszcie mi swoje przemyślenia a jeśli nie, to nie traćcie czasu i zabierajcie się za tę lekturę! :) 


wtorek, 19 czerwca 2018

"Bilet do szczęścia" - Beata Majewska



Autor: Beata Majewska
Wyd.: Książnica
Gatunek: Literatura obyczajowa, romans
Ocena: 2,5/5


Bardzo złości mnie kiedy nie wiem co mam napisać o danej książce. Zazwyczaj w takiej sytuacji nie jestem zbyt zadowolona z tego, co powstaje i często mam ochotę zrezygnować z publikacji takiej recenzji. Mam okropną zagwozdkę z tym tytułem. Spieszę z tłumaczeniem Wam, o co mi właściwie chodzi, ale myślę, że wielu z Was mnie zrozumie.
Być może wiecie, że lubię czytać powieści obyczajowe, które często przeplatam cięższymi pozycjami i to taki mój złoty środek na czytelnictwo. Teoretycznie do historii o ( hmm, właśnie zastanawiam się nad imionami głównych postaci, co jest pierwszym złym znakiem) Łucji i Hugo nie  mogę się przyczepić. Jest napisana schludnie  poprawnie, ale te cechy nie kojarzą mi się z żadnymi pozytywnymi emocjami i nie tego oczekuję sięgając po taką powieść.
Książka o intrygach, życiowych rozterkach i miłosnych potknięciach brzmiała dla mnie naprawdę ciekawie. Nie będę jednak oszukiwać, że nie powaliła mnie na kolana i cóż, niemal kilka dni po skończeniu powieści, ciężko mi przypomnieć sobie szczegóły jej treści ( a to już drugi zły znak).  „Bilet do szczęścia” opowiada o Łucji i starszym od siebie Hugo. Parę połączyła intryga związana z testamentem, który wymagał od Hugona znalezienie sobie żony. Los spłatał mężczyźnie figle i sprawił, że zakochał się w wybrance, jednocześnie ujawniając jej prawdę, co do zamiarów ukochanego. Mimo to bohaterka godzi się na ślub, bo i co ma zrobić? Nie ma rodziców, jest w ciąży z facetem, który przez cały okres trwania ich „związku” ją oszukiwał a wizja studiów zaczęła coraz bardziej zanikać. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji a swojemu dziecku pragnie dać to, czego sama już nie pamięta – rodzicielską miłość.
Pełno we mnie sprzeczności, bo jednoczenie nie męczyłam się przy czytaniu, ale zeszło mi ono okropnie długo! O wiele za długo! Brakowało mi pełnego wachlarzu emocji, punktów kulminacyjnych a było zbyt dużo schematu i przewidywalności! Bohaterowie nie wyróżniali się niczym szczególnym, mogę wręcz powiedzieć, że nużyły mnie ich zachowania, rozmowy i infantylne podejście do życia. Natomiast próba odzwierciedlenia wiejskiej sielanki (którą swoją drogą bardzo lubię) moim zdaniem pani Beacie Majewskiej nie udała się kompletnie. Nie odczuwałam tej wspaniałej beztroski, sielskości i wspólnoty ze wszystkimi postaciami jak w innych tego typu powieściach (jak np. „Sezon na cuda” i „Sezon na szczęście”).  A wszystkie mądrości głoszone przez babcię głównej bohaterki wydawały mi się być za bardzo na siłę, upchnięte między wersy!
„Biletu do szczęścia” nie polecę. Nie trafiła ta powieść do mojego serca. Nie jestem też pewna czy sięgnę po inny tytuł tej autorki. Z prostej przyczyny – nie chciałabym się zawieść po raz drugi. A W czytaliście „Bilet do szczęścia” lub jej pierwszą część? Koniecznie dajcie mi znać! 



wtorek, 12 czerwca 2018

"Szklany zamek" - Jeanette Walls


Autor: Jeanette Walls
Wyd.: Świat Książki
Gatunek: Literatura faktu
Ocena:5/5


Jakiś czas temu na blogu pojawiła się recenzja „Idealnego życia” traktująca o rodzinie. Dziś wracamy w pewnym stopniu do tego tematu, ale dostajemy całkiem inny obraz rodziny niż w powyższym tytule. Być może zastanawiacie się czy jest to opowieść odsłaniająca największą jednostkę społeczną z tej dobrej strony i jeżeli tego właśnie oczekujecie, muszę Was niestety zawieść.
Historia „Szklanego zamku” jest prawdziwa. Jego autorka obnaża nie tylko swoją przeszłość, ale również bliskich sobie osób. Od momentu wydania książki pozwoliła każdemu zajrzeć do jej najgłębiej skrywanych tajemnic. Dała prawo swoim czytelnikom na wydawanie wszelkich osądów. Na oskarżanie Rexa o złą sytuację finansową rodziny, na nienawiść do Rose Mary za brak matczynej troski. Ja również przez pewien czas oceniałam rodzinę Wallsów, ale potem zastanawiałam się dlaczego roszczę sobie do tego prawo?
Rodzicom Walls można by naprawdę wiele zarzucić, ale na pewno nie brak miłości do swoich dzieci. Kochali je i na pewien sposób, udało im się otoczyć ich opieką. Rodzina Jeanette żyła bardzo niezobowiązująco. Nie zatrzymywali się w  jednym domu czy też, hmm, skrawku ziemi na zbyt długi okres czasu. Samodzielnie kształcili swoje dzieci, od czasu do czasu, zapisując ich  szkoły, z czego wynikało więcej kłopotów niż korzyści. Cała piątka była naprawdę inteligentna i w wielu kwestiach mieli swoje opinię, choć niektóre mogły być odrobinę oderwane od ziemi. Na drodze do szczęścia stanęła im choroba alkoholowa Rexa oraz zagubienie i tęsknota za młodzieńczym zapałem i odwagą do spełnienia marzeń Rose Mary. Obserwując los tej rodziny, nasunął mi się wniosek, że właśnie dlatego tak ważne jest, by  będąc rodzicem nie zatracać się w tej roli, pamiętać o sobie, swoim szczęściu i spełnieniu!
Naprawdę ciężko pisać mi recenzję tej książki, bo wiem, że każde słowo ciągnie za sobą pewną historię, łzy. Opowieści Jeanette pokazywały ile wiary i nadziei pokładały dzieci w rodzicach. Ufały ich chęci do zmiany. Może gdyby ich los potoczył się inaczej, ta rodzina miałaby szansę na normalne życie? W końcu ostatecznie osiedlili się w jednym miejscu, wystarczyło włożyć jedynie odrobinę starań, by utworzyć prawdziwy dom i nie mam tu na myśli jedynie ścian.
Bardzo podobał mi się sposób w jaki autorka opowiada tę historię. Nie czuć w niej żalu, nie znajdziemy w niej nienawiści. Odnosimy wrażenie, że czytamy przemyślenia kogoś, kto obserwował tę rodzinę z zewnątrz. W książce nie znajdziemy żadnych pretensji, zrzucania winy. Dzieci Walls wzięły swój los w swoje własne ręce i ruszyły w świat z postanowieniem, że nie chcą żyć, tak jak dorastały. Wychodziło im to raz lepiej a raz gorzej,  ale dawno nie widziałam takiej mieszanki osobowości: zdolnych, upartych, walecznych, ale jednocześnie wrażliwych młodych ludzi, którzy od najmłodszych lat zostali nauczeni troszczyć się o siebie nawzajem, pomagać sobie i stać murem za sobą i tę więź podziwiam najbardziej! Wiem, że Rose Mary i Rex mimo iż nie mogli im dać normalności i ciepła rodzinnego, dali im coś cenniejszego – rodzeństwo! Rodzice Walls wyrządzili swoim dzieciom wiele krzywd i nie każdy w ich sytuacji byłby tak wyrozumiały, ale właśnie ta relacja to dowód na to jak potężna może myć miłość dziecka do rodzica!
Zachęcam Was, byście po tę książkę sięgnęli. Pozwolili jej wciągnąć się w świat tej dziwnej rodziny. Dołączcie się do ich przygód i spróbujcie się zaprzyjaźnić z tymi ludźmi. „Szklany zamek” to do bólu prawdziwa historia o tym, że życie ma słodko – gorzki smak i dwa oblicza! A Ci z Was, którzy wolą film od książki, zachęcam do obejrzenia, bo funduje on równie tyle samo emocji co książka.