czwartek, 31 maja 2018

"Idealne życie" - Minka Kent


Autor: Minka Kent
Wyd.: Filia
Gatunek: Thriller / sensacja / kryminał
Ocena: 3/5

 Na pewno każdy z Was, czy to z życia czy z Internetu, zna przynajmniej jedną idealną rodzinę, zakochaną żonę i męża, urocze dzieci, piękny dom, zadbany ogródek. A gdy tylko drzwi takiej komórki społecznej się zamkną, spod łóżek, z szafy i z piwnicy wychodzą wszelkie zmory szarej codzienności. Zdradzający mąż, wymagająca teściowa, buntująca się córka, a do tego wszystkiego chęć ucieczki przed tym wszystkim… a wtedy na Instaface ląduje kolejna fotka z hashtagami #idealneżycie i teraz pojawia się pytanie: czy coś takiego w ogóle istnieje?
Autumn Carpenter od siedmiu lat obserwuje McMullenów – rodzinę adopcyjną dla swojej córki Grace. Kolekcjonuje ich rzeczy, naśladuje Daphne i wyobraża sobie, że opływa w luksusie a w domu czeka na nią kochający mąż. Gdy natrafia się wakat niani dla dzieci McMullenów, kobieta nie waha się ani chwili, aplikuje, dostaje pracę i zaczyna grzebać w życiu prywatnym tej pary, widząc, że nie wszystko jest takie, jakim pokazywali to w Internecie, brnie dalej, do momentu gdy nie ma już odwrotu.
Nie wiem czy poczuliście się zaintrygowani czytając powyższy opis, ale ja po zapoznaniu się ze streszczeniem na tyle okładki, pomyślałam, że będzie to naprawdę fajna historia. Nie lubię używać stwierdzenia, że się zawiodłam zbyt często i tym razem też tego nie napiszę, ale kurczę… w wielu sytuacjach odnosiłam wrażenie, że skądś tę historię już znam. Szukałam jakiegoś zaskoczenia, ale wszędzie znajdowałam schematy. Nie wbiło mnie w fotel, nie przebierałam nogami, by poznać zakończenie. Na poprawę mojej oceny wpłynęło zakończenie, którego faktycznie się nie spodziewałam i żadne znaki na niebie i ziemi nie nasunęły mi takiego rozwiązania. Być może stało się tak, że przed „Idealnym życiem” czytałam bardzo podobnie napisany thriller psychologiczny, których swoją drogą ostatnio przybyło jak grzybów po deszczu!
Żałuję, że wątek osobisty Autumn nie został bardziej rozbudowany. Autorka thrillera psychologicznego zbyt intensywnie przykuwała uwagę czytelnika na kryzysie małżeństwa McMullenów, pomijając historię Autumn i gdyby jej postać została lepiej rozwinięta, może wszystko byłoby ciekawsze a ja dużo wcześniej zrozumiałabym jak niepoczytalną osobą była i czekałabym z niecierpliwością, do jakiego czynu dopuści się w następnej kolejności. Ta fabuła naprawdę ma potencjał!
W skrócie opisałam Wam moje przemyślenia i nie widzę też sensu przedłużania posta. Książka nie wniosła do mojego życia nic wartościowego. Była pozycją, którą po przeczytaniu się po prostu odkłada. Pewnie bardzo szybko o niej zapomnę. Jednak mam wrażenie, że historii tego typu ostatnio powstało tyle, że naprawdę ciężko trafić na coś, co nie powiela schematów a autor wychodzi do czytelnika z ciekawym pomysłem i jego intrygującym rozwinięciem. Cóż, trzeba szukać dalej. :) A Wy, czytaliście „Idealne życie”? Jeśli tak to opowiedzcie o swoich wrażeniach, bo widziałam kilka pozytywnych opinii na temat tej książki. 






poniedziałek, 28 maja 2018

Filmowy poniedziałek - "Służące"



Czy tylko mi czas leci tak niesamowicie szybko? Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj pojawiła się recenzja „Jestem taka piękna” a tu okazuje się, że na bloga trzeba dodać kolejną. Ktoś chyba zamknął mnie w jakimś kołowrotku i nacisnął podwójne przyspieszenie i wcale mi się to nie podoba.
Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o filmie, który wybrałam z Waszych poleceń, za które Wam bardzo dziękuję. Mam teraz listę tytułów, do której zamierzam sięgać, gdy tylko będę miała ochotę coś obejrzeć.
Źródło: filmweb.pl
„Służące” poruszyły mnie dogłębnie i chciałabym napisać, że wycisnęły ze mnie kilka łez, ale prawda jest taka, że przy drugiej połowie filmu, co chwilę wybuchałam płaczem. To nie były symboliczne krople łez. Może wstyd się przyznawać, ale już dawno nie pamiętam, żeby czyjś los poruszył mnie tak jak tych kobiet.
A teraz przenieśmy się myślami do lat 60. XX wieku do Missisipi, gdzie poglądy rasistowskie zamiast maleć, wydawały się rosnąć w siłę. Niech Was nie zwiedzie pokerowa twarzy czarnoskórych gospodyń, które wcale się nie pogodziły z miejscem na świecie, jakie zostało im przydzielone przez białych. Każdego ranka pękało im serce na pół, że wychowują cudze dzieci, zaniedbując swoje własne. Wszystkie, bez najmniejszego wyjątku, nosiły na swoich barkach ciężar samotności lub konieczności utrzymania rodziny. Wtedy na ich drodze pojawiła się Eugenia Phelan – młoda dziennikarka, która wśród bogatych i biednych wywołała  niemałe zamieszanie, podejmując się spisania wszystkich doświadczeń gospodyń, które widzą wiele i skrywają najczarniejsze tajemnice każdego domu.  Książka przebiła bańkę mydlaną niejednej sielanki, odkrywając najdrobniejsze wady każdej damy z sąsiedztwa.
Temat filmu jest poważny, ale chwalę sobie jego twórców za to, że udało im się przemycić odrobinę humoru. Pokazać, że w życiu nic nie jest tylko czarno lub tylko białe – dosłownie i w przenośni. Należy również pochwalić grę aktorską i charakteryzacje, które nadały ekranizacji wielkiego kunsztu, ułatwiając widzowi przeniesienie się w lata, gdzie ten scenariusz był rzeczywistością!
W życiu czarnoskórych gospodyń pełno było sprzeczności. Mając zakaz dotykania swoich pracodawców, choćby muśnięciem, robiły wszystko przy ich dzieciach. Ich obowiązkiem było sprzątanie całych domów, miały dostęp do ich najmniejszych zakątków, ale obarczone zostały zakazem wspólnego korzystania z toalety. Darzyły dzieci ogromnym uczuciem, po to by gdy podrosły, nie dostać od nich krzty szacunku, które idąc za wzorem swoich rodziców, zamykały się na więź, powstałą w okresie ich dorastania. Smucił mnie fakt jak wielu ludzi było podatnych na opinię innych. Jak tchórzostwo rozrastało się w potęgę. Dlatego bardzo imponowała mi postawa Skeeter(Emma Stone), która nie bacząc na opinię kogokolwiek, w tęsknocie za nianią z dzieciństwa, podjęła się odważnego zadania, co ściągnęło niemałe ryzyko na nią i wiele gospodyń. Ale wiecie co, właśnie takich ludzi potrzeba. Niebojących się łamać schematów, nieobawiających się odważnych kroków i heroicznych, odmieniających świat decyzji,  wykraczających poza schemat działania reszty społeczeństwa. Brak nam również takich kobiet jak Aibileen (Viola Davis), która miała wystarczająco dużo siły, by stawiać czoło wszystkiemu, co zrzucało na nią życie! Te bohaterki zrodziły we mnie wiele sympatii, uczuć podziwu. A patrząc na Skeeter towarzyszyło mi chwilami ukłucie zazdrości, że nie poddawała się nawet w momentach, gdy zabrakło jej wsparcia drugiej osoby.
„Służące” to film, jakiego nie można pominąć w kinematografii. Opowiada o ludziach, którzy już  od swoich narodzin mają pod górkę i nie są w stanie odmienić losu, jaki został im przydzielony, przez swoje pochodzenie. A i podczas jego trwania na pewno nie zapomnimy, że lepiej nie zadzierać z kimś, kto ma styczność z naszym jedzeniem!  Ktoś z Was oglądał?

czwartek, 24 maja 2018

"Cudowny chłopak i ja" - R. J. Palacio


Autor: R. J. Palacio
Wyd.: Albatros
Gatunek: Literatura młodzieżowa
Ocena: 4/5


Auggie Pulman to chłopak, który urodził z deformacją twarzy i po raz pierwszy, po nauczaniu domowym, idzie do szkoły, w której musi borykać się z tym, jak jego rówieśnicy przyjmą jego odmienność i jeśli nie znacie tej historii, na pewno domyślacie się, że nie jest to ani trochę łatwy początek. „Cudowny chłopak i ja” to trzy opowieści widziane oczami innych dzieci, w których Auggie jest tak naprawdę postacią epizodyczną, jednak to właśnie jego przypadek odmienia życie wielu osób. W tej części poznajemy  pole widzenia kolegów Auggiego. Być może dzięki temu, choć w małym stopniu, jesteśmy w stanie zrozumieć postawę tych młodych ludzi i to jak okrutnie zachowywali się w stosunku do chorego kolegi.
Obserwując dzisiejszą młodzież, napiszę bez ogródek, bywam przerażona. Nie wiem skąd w tak młodych ludziach bierze się tyle zgorzknienia, wulgarności i poczucia, że nie jest ich obowiązkiem, by szanować drugiego człowieka. Jednak właśnie ta historia daje odpowiedź na to pytanie. Choć stanowi on w książce wątek poboczny, odwzorowuje idealnie co dzieje się w dzisiejszym społeczeństwie. Od dawien dawna wiadomo, że wiele wartości wynosi się z domu i to z naszego ogniska domowego czerpiemy wszelkie inspiracje. Jak moglibyśmy, Ty czy ja, oczekiwać od Juliana, Christophera lub innych dzieci tolerancji, jeśli oni, obserwując swoich rodziców, to jak odnoszą się do ciężkiej sytuacji nowego chłopca, jak patrzą na niego z obrzydzeniem, uznają, że takie zachowanie jest zachowaniem jak najbardziej na miejscu. Tym sposobem rodzice wpajają swoim pociechom, że oceniać i szydzić można z każdego. 

Bo tak naprawdę Julian, Christopher czy Charlotte nie są złymi dziećmi. Choć ich zachowanie nie jest godne pochwały, każdej trójce brakowało wzorca, który naprowadziłby ich na dobry tor. A smutną prawdą jest, że małe dziecko nie dostrzega ludzkiej odmienności. Dopiero dojrzewając, obserwując świat dorosłych, nabiera tej przykrej zdolności.
Choć wielu z nas powtarza, że wygląd nie ma znaczenia, nie wiele ma to wspólnego z rzeczywistością. Odmienność Auggiego przeszkadzała niemal każdemu. Julian się jej obawiał i bronił się agresją. Christopher choć przez wiele lat się z nim przyjaźnił nie był w stanie pogodzić relacji z Auggiem z innymi kolegami, powtarzając, że przyjaźń z nim bywa naprawdę trudna. Historia Charlotte natomiast jest odrobinę inna, bo dziewczynka tak naprawdę nie jest przeciwna nowemu koledze, ale nie może też siebie nazwać jego zwolenniczką. Idealnie odzwierciedla obojętną postawę społeczeństwa.
 Historia tej trójki, bądź co bądź, miłych i dobrych dzieciaków to dowód na to, że oni nie zawsze radzą sobie ze swoimi emocjami. Pragną być akceptowani, lubiani i popularni. Nie chcą czuć się odrzuceni. Ciągle boją się samodzielności i zasłaniają się arogancją, byleby nie zostać pokazanym palcem, bo jesteśmy uczeni, że nie możemy się wyróżniać. Naszym zadaniem jest iść w szeregu z innym, podążać za tym, co wyznaczą nam trendy, rodzice, nauczyciele czy państwo. Każdy z nas ma nad sobą ograniczenia, które musi mieć odwagę zerwać a Auggie swoją postawą udowodnił, że inność nie jest niczym złym. Odróżnianie się z tłumu, choć początkowo przyniosło mu wiele kłopotów, ostatecznie sprawiło, że zyskał sobie przychylność rówieśników a stało się tak dlatego, że szanował każdego, kogo udało mu się spotkać na swojej drodze. Cenił prawdziwą przyjaźń, zdając sobie sprawę jak wyjątkowa jest to relacja i powiem Wam, że naprawdę fajnie było czytać o tym chłopcu, który poradził sobie w tej dżungli, zwanej szkołą.
Na koniec wspomnę o jednym, malutkim „ale”. Otóż podczas czytania, w wielu sytuacjach czułam, że za tą historią stoi osoba dorosła. Osobiście uważam, że wnioski, do których dochodzili bohaterowie były zbyt dojrzałe. Niemniej jednak, uważam, że książka jest dobrą pozycją dla osoby dorosłej, ale przede wszystkim dla młodego człowieka, kilkunastolatka, który po tej lekturze, może dwa razy zastanowi się zanim zadrwi z pryszczy kolegi czy okularów koleżanki.
„Cudowny chłopak i ja” to książka  o przyjaźni, o dorastaniu i o tym, że życie dzieci nie jest tak beztroskie i bezproblemowe jak niektórym mogłoby się wydawać. Myślę, że naprawdę warto do niej zajrzeć.






wtorek, 22 maja 2018

Filmowy poniedziałek: "Jestem taka piękna".


Film, o którym chciałabym Wam dziś opowiedzieć swoją premierę w Polsce będzie miał 29 czerwca, kiedy jego światowa premiera odbyła się w kwietniu. Jeśli więc zainteresuje Was ta produkcja będziecie mieli okazję, by wybrać się na nią do kina.

Źródło: filmweb.pl
W roli głównej poznajemy Renee Bennett – młodą, zakompleksioną kobietę, która dość ma reguł gry panujących w Nowym Jorku, gdzie piękni i bogaci ludzie mają utorowaną drogę do sukcesu. Wszystko odmienia się gdy na zajęciach fitness Renee spada z rowerka, uderzając się w głowę. Wtedy dostrzega swoje zalety. Po raz pierwszy widzi siebie jako atrakcyjną osobę i szturmem zaczyna podbijać świat, spełniać swoje marzenia i zyskiwać nowe znajomość i kto wie, być może nawet miłość? Rodzi się w niej jeszcze jedna cecha – Renee zaczyna patrzeć na innych ludzi z góry. Czuję się od nich lepsza i o mały włos nie traci przez to wszystkiego, co do tej pory było w jej życiu najważniejsze.
Choć „Jestem taka piękna” to film komediowy, to przez chwilę zrobiło mi się smutno, bo zobaczyłam samą siebie. Zobaczyłam, że nie zawsze wierzę w swoje możliwości i nie zawsze decyduję się chwycić byka za rogi, bo brak mi odwagi. Pomyślałam o tych wszystkich chwilach, kiedy rezygnowałam z czegoś tak naprawdę bez większego powodu. I wtedy zobaczyłam wiele z nas, którym czasem brak niczego innego jak tylko wiary w siebie, by móc podbijać świat! Nie chciałabym wskazywać prosto palcem, skąd to się bierze. Nie chciałabym wypominać tym ludziom, którzy swoje życie przedstawiają jako idealne, co mija się z prawdą, wpędzają niektórych w niemałe kompleksy. Nie chciałabym wypominać niczego gazetom, telewizji czy Internetowi, bo za tym wszystkim stoją ludzie, którzy w pogoni za pieniądzem, krok po kroku burzą czyjeś poczucie własnej wartości, by móc zyskać fortunę na nowych wyszczuplających legginsach, samoopalaczu, najlepszym tuszu do rzęs, środku do odchudzania aż w końcu na operacjach plastycznych.
Wracając do filmu – poza tym krótkim morałem, ekranizacja jest bardzo rozrywkowa. Postaci mimo iż odzwierciedlają nasze społeczeństwo, są odrobinę przerysowane, co nadaje komizmu większości sytuacji. Muszę przyznać niestety, że druga część filmu chwilami mi się ciągnęła. Były też momenty śmieszne. Szczególnie w chwilach gdy głównej bohaterce wpadało do głowy mnóstwo szalonych pomysłów.
Film oceniam bardzo pozytywnie. choć nie jest to produkcja wysokich lotów, wyszłam z kina z myślą, że nie zmarnowałam tych kilkudziesięciu minut. Jeśli komedie są gatunkiem, który lubicie oglądać, myślę, że warto się na „Jestem taka piękna” wybrać, chociażby po to, by móc się zrelaksować po całym dniu pracy lub szkoły.

* Z własnej nieuważności nie dodałam wpisu, więc musiał wylądować na blogu we wtorkowy poranek. :) 

czwartek, 17 maja 2018

"It ends with us" - Colleen Hoover


Autor: Colleen Hoover
Wyd.: Otwarte
Gatunek: Literatura obyczajowa i romans
Ocena: 5/5

Zdaję sobie sprawę, że jestem prawdopodobnie ostatnią osobą, która dotychczas nie czytała „It ends with us”, ale z książkami Collen Hoover zawsze było mi nie po drodze i trzeba przyznać, że teraz tego żałuję! Być może, gdyby nie wygrana w konkursie u Marty z bloga W sercu książki do tej pory miałabym te zaległości. :D

Nie wiedziałam czego mam spodziewać się po tym tytule. Celowo nie przeczytałam nawet opisu, by dać się zaskoczyć. Okazuje się, że autorka książki historię Lily Bloom napisała w oparciu o życiorys swojej mamy, co miło mnie zaskoczyło, choć porusza bardzo ciężki temat przemocy domowej.
Choć wiele z Was na pewno zna tę powieść w skrócie napiszę, że opowiada o dziewczynie, która wychowuje się wśród przemocy, choć ofiarą nie jest ona sama, a jej mama. Dorastająca nastolatka emocjonalnie nie radzi sobie z krzywdą, jaką ojciec wyrządza swojej żonie. Z dnia na dzień darzy go coraz większą nienawiścią i wtedy właśnie postanawia, że nigdy nie pozwoli sobie, by dzielić los swojej matki. Jednak kilkanaście lat później okazuje się, że los bywa pokrętny a historia lubi się powtarzać. Lily staje przed dużym dylematem. Jej serce pała ogromną miłością do mężczyzny, który nie tylko jest jej mężem, ale nie traktuje jej z należytym szacunkiem. I wtedy na przeszłość swoich rodziców patrzy zupełnie inaczej.
Muszę przyznać, że cała historia Lily Bloom bardzo mnie urzekła. Nie wiem czy wpłynęły na to talent Collen Hoover czy to, że fabuła jest bliska jej samej i wszystko, co napisała wypłynęło z serca. Uważam jednak, że ta publikacja jest wartą polecenia każdemu. Jestem przede wszystkim zachwycona kreacją bohaterów. Brak mi słów, by opisać jak uroczą i urzekającą osobą jest główna postać. Myślę, że gdyby istniała naprawdę, znalazłabym z nią wspólny język. Pisarka pozwala swoim czytelnikom zajrzeć do najgłębiej skrywanych myśli oraz nietrudno jest wczuć się w jej sytuacje, bo przeżywa się je wspólnie. Dziewczynę cechuje determinacja, ale i niepewność siebie. Obawa przed porażką powstrzymuje ją przed spełnieniem wielkiego marzenia o własnej kwiaciarni. Jak wielu z nas mogłoby przypisać sobie te cechy? Mimo to, młoda kobieta jest pełna życia, energiczna i optymistycznie nastawiona. Ma jednak słabość do wspomnień z przeszłości i do pierwszej, niełatwej miłości. Na jej drodze pojawia się Ryle, który budzi w niej emocje, o których istnieniu dawno już zapomniała. Choć mężczyzna daje jej duże wsparcie, szybko okazuje się, że ich związek jest o wiele bardziej skomplikowany niż by się mogło wydawać. Nie padły też wszystkie słowa, które paść powinny. W podsumowaniu powiedziałabym, że Lily jest jak kwiat – pielęgnowana kwitnie, a zaniedbywana obumiera.
 Ryle – to bohater, który wzbudził we mnie wiele mieszanych uczuć. Odkąd poznałam go w powieści, byłam zauroczona jego osobą i nie pomyślałabym, że jego postać zostanie poprowadzona w ten sposób. Chyba sama zakochałabym się w takiej odsłonie, jaką poznała Lily. W końcu to wykształcony, przystojny, ambitny facet z perspektywami i świetnym wykształceniem. Której kobiecie nie ugięłyby się kolana przy takim gentelmanie? Książka jednak pokazuje, że nie zawsze wszyscy są tacy, na jakich się kreują. Z wielkim bólem serca przyjęłam jego drugą twarz i musiałam przetrzeć parokrotnie oczy zanim uwierzyłam, że ta historia zmierza w tę stronę! 

Temat przemocy domowej jest bardzo ciężki. Istnieją jej różne odsłony, ale  każda z nich jest równie bolesna, dlatego, że krzywdzi osoba, którą kocha się całym sercem. Dlatego chce się jej wybaczyć, chce się jej wierzyć, ma się nadzieję, że następnym razem będzie tylko lepiej. Ale to zazwyczaj nie następuję, a kolejne uderzenie, kolejny siniak staje się jak uzależnienie, z którym ciężko zerwać. Może to adrenalina? Może toksyczne uczucie do drugiej osoby? Jedno jest pewne – trzeba być niesamowicie silną osobą, by zerwać z tym nałogiem i zacząć nowe życie. Dlatego warto zainspirować się główną postacią Lily Bloom i zawsze, bez  względu na trudność sytuacji w życiu walczyć o samą siebie!