czwartek, 19 października 2017

Zaręczyny i co dalej...?



Wydawało mi się, że przy tej serii na blogu palce nie będą nadążały gonić za myślami a tu jest zupełnie odwrotnie. Właśnie przed sekundą usunęłam kilkaset znaków, bo tekst wydał mi się za płytki i nie przekazywał wszystkiego, czego tak naprawdę teraz nie umiem ubrać w słowa, chociaż jeszcze rano myślałam, że to kwestia spisania moich przemyśleń. Cóż, to trudniejsze niż mi się wydawało.
Szczerze mówiąc, temat zaręczyn uważam za bardzo prywatny, kruchy, tylko mój i męża, że nie do końca przebieg wydarzeń chciałabym tu opisywać. Ten wieczór był po prostu piękny. Jedyny w swoim rodzaju. Mimo planów co do wspólnej przyszłości, oświadczyny były dużym zaskoczeniem a przede wszystkim szokiem, iż zmiany nastąpiły tak szybko. 
Tak jak napisałam wyżej, spodziewałam się, że ten moment nastąpi, aczkolwiek kiedy to się stało, moje serce kołatało jak szalone.  Nie mogłam uwierzyć, że jestem narzeczoną i wiedzie to w stronę założenia rodziny a to naprawdę poważna decyzja i długo potem jeszcze myśli kotłowały się w mojej głowie. Był to naprawdę duży skok. Sam moment ślubu był dla mnie radością w sercu a to właśnie zaręczyny sprowadziły nas na tę drogę i wywołały lawinę przemyśleń. Nie oszukujmy się – czekały na nas wielkie zmiany. Z perspektywy czasu wiem, że ta decyzja wyszła nam na dobre, chociaż skłamałabym, gdybym napisała, iż obyło się bez sprzeczek, nerwów czy łez, aczkolwiek niczego nie żałuję! Jestem pewna, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Miejsce naszego wesela z góry było ustalone, doskonale wiedzieliśmy, gdzie chcemy, aby odbyło się przyjęcie. Jednak zdecydowaliśmy się odwiedzić jeszcze jeden lokal, aby się w tym utwierdzić. Jakim szokiem było dla nas, gdy właściciel pięknej i nowoczesnej sali nie oferował nam umowy. Choć lokal sam w sobie był bardzo romantyczny, został skreślony od samego początku.  Mydlono nam oczy, jednak my jedyne co widzieliśmy to mnóstwo pułapek – głównie ukrytych opłat. Podziękowaliśmy i udaliśmy się prosto w miejsce, które było doskonale przez nas sprawdzone. Właściciel już przed samym weselem odrobinę bardzo nas rozczarował swoją małomównością i prowadzeniem rozmowy bardzo ogólnikowo i gdyby nie to, iż znaliśmy jego możliwości, nigdy byśmy się na niego nie zdecydowali. Po pierwszej rozmowie również dopadły mnie wątpliwości, które tłumaczyłam, że do 26 sierpnia dzieliły nas jeszcze lata świetlne. Mężczyzna okazał się mieć bardzo wycofany sposób bycia, więc jeżeli natraficie na kogoś takiego a nie przekonaliście się na własnej skórze czy lokal jest godny polecenia, najlepszym rozwiązaniem jest się wycofać. My na całe szczęście mieliśmy kogoś sprawdzonego i co najlepsze jak na dzisiejsze ceny dość taniego. Wybór ostatecznie przewyższył nasze oczekiwania! Był strzałem w dziesiątkę. Goście chwalili jedzenie oraz dużą przestrzeń i swobodę ruchów, chociaż wesele przez nas organizowane było dość niemałą imprezą.
Jeśli chodzi o datę, nie zależało nam na konkretnym terminie. Coś kusiło nas w stronę przełomu sierpnia i września i ostatecznie w spontanicznej decyzji postawiliśmy na 26 dzień sierpnia i myślę, że wybór był tym dobrym. My rezerwowaliśmy salę  w momencie, gdy 2017 rok nie był jeszcze jakoś szczególnie zajęty, więc mieliśmy ten komfort dowolnej decyzji.
Niecałe dwa lata, które zdecydowaliśmy się poczekać wydawały mi się być wiecznością. Myliłam się niesamowicie. Czas przeleciał nam między palcami i nawet nie wiem kiedy stałam przy ołtarzu z przyszłym mężem naprzeciwko. Jeżeli miałabym komuś coś doradzić w tym temacie powiedziałabym, że bez sensu jest czekać latami i trwać w narzeczeństwie w nieskończoność, bo jest to według mnie czas takiego zawieszenia pomiędzy jednym etapem w życiu a drugim. Aczkolwiek ważne jest, aby dać sobie jakiś czas (dla nas akurat idealne były dwa lata), aby związek się umocnił, zakochani się utwierdzili w swoich uczuciach i przygotowali na nadchodzące zmiany. Okres narzeczeństwa potrafi ubarwić nasze życie i sprawić, iż relacje z ukochanym przejdą na wyższy poziom.

6 komentarzy:

  1. w tym roku moja siostra wyszła za mąż- ślub cywilny, kościelny jest za dwa lata, ja nie jestem nawet zaręczona

    OdpowiedzUsuń
  2. my też czekaliśmy na swój ślub dwa lata, zaręczyny to niesamowita chwila..pamięta się ją chyba całe życie

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie opisane - chyba miło tak czasem powspominać :) My z mężem też daliśmy sobie dwa lata, ale głównie dlatego, żeby mieć czas na uzbieranie funduszy, bo chcieliśmy całkowicie sami zorganizować swoje przyjęcie weselne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie jak my. W sumie w tym momencie naszego życia zupełnie nie spodziewaliśmy się, że wesele będzie aż takim wydatkiem. Poza tym, my mieliśmy dość duże wesele :)

      Usuń