piątek, 19 stycznia 2018

Podsumowanie 2017 roku :)




Do podsumowania zeszłego roku zbierałam się naprawdę długo. W końcu większość swoich myśli na ten temat spisałam na kartce, by potem je wklepać w komputer.
Ostatnie 12 miesięcy nie mogę powiedzieć, że były nudne. Prawie wszystko kręciło się wokół dwóch głównych tematów: ślubu i budowy domu. Gdybym mogła cofnąć czas, ale mieć aktualne doświadczenie, nie zdecydowałabym się na połączenie  dwóch tak ważnych wydarzeń.  Pewnie dodatkowym utrudnieniem byliśmy my sami a raczej drzemiąca w nas Zosiasamosia, która  nie pozwalała nam dać się komuś wyręczyć. :/ Stąd też wieczorami po skończonych pracach na budowie gnaliśmy załatwiać sprawy weselne… ale po kolei.
Rok 2017 rozpoczęliśmy w Irlandii, ale już w lutym byliśmy na dwutygodniowym urlopie w Polsce. Dopełnialiśmy część weselnych formalności, mimo zabiegania udało nam się wybrać do Zakopanego w towarzystwie przyjaciół. W międzyczasie „przygotowywały” się dokumenty, by już w maju ruszyć z fundamentami. To było coś! Jeszcze w marcu na irlandzkie święto Patryka udaliśmy się do Barcelony. Pokochaliśmy to miasto. Zaczerpnęliśmy słoneczka i zebraliśmy duży zapas energii do działania. 








Jak pisałam wyżej, w maju ruszyły prace budowlane. Jak tak o tym pomyślę to w mgnieniu oka postawiliśmy dom do stanu surowego zamkniętego, ale tak naprawdę kosztowało nas to dużo wysiłku i stresu. Nie mówiąc już o kosztach finansowych i o wirze w portfelu. Kiedyś myślałam, że od takiego etapu do wprowadzki jest się już o krok. Głupia! Jeszcze tylko worek $$$ i wchodzimy! :D Na temat budowy szykuję osobną serię (nie bez pomocy męża). 




W 2017 roku spotkały nas nie tylko piękne chwile, ale i te ciężkie, kiedy rosła gula w gardle i brakowało słów. Nie obyło się bez nerwów, łez i nieporozumień. Niestety ta wybuchowa mieszanka emocji jest nieodłączną częścią poważnych, życiowych decyzji. Teraz tego nie żałuję. Mam to za sobą a jestem o krok do przodu. Przykre wspomnienia się zatrą a zostaną tylko te piękne. Czasem tylko drażni mnie, że niepotrzebnie utrudniam sobie życie i zamiast na skróty, wybieram tę bardziej wyboistą ścieżkę.
Im więcej piszę, tym więcej wspomnień przychodzi mi do głowy. Choćby nawet szalony wieczór panieński czy relaksujące spacery po lesie, obcowanie poprzez obiektyw z dziką zwierzyną.
Ten rok był bardzo pracowity. Czy byliśmy w Polsce czy w Irlandii zawsze mieliśmy coś do zrobienia. Zresztą – mój mąż jest mistrzem w wyszukiwaniu sobie zadań! Gdy o tym myślę, dziwię się, że nie piekł mnie tyłek od jazdy samochodem. Od rana na budowie  śniadanie – obiad – sprawy weselne a po drodze nie mogłam nie zahaczyć o jakiś skład budowlany. :D Jeszcze dwa dni przed ślubem dłubaliśmy coś przy domu. To tam w salonie szlifowaliśmy nasz pierwszy taniec (nie chcę nawet pamiętać co zrobiłam z butami). Gdy wracam wspomnieniami do przygotowań ślubnych jestem na siebie odrobinę zła, że na niektóre kwestie nie poświęciłam więcej czasu. Natomiast sam 26 sierpnia był piękny a ja od samego rana czułam się jakbym szła jako gość a nie panna młoda! Zupełny luz! ;D Tydzień po weselu udaliśmy się na Gran Canarię w podróż poślubną, na temat, której również szykuję ostatni już z tej serii wpis! ;) A potem, od września leciało z górki. 















Urodził się nowy członek naszej rodziny – mój prawowity chrześniak. W końcu też po dwóch latach polecieliśmy do Polski na święta i nawet jednodniowy wirus w Wigilię ( pierwszą u teściów :/ ) nie popsuł mi humoru. 




Ten rok był dobrą okazją do spełniania naszych marzeń. Staraliśmy się zawsze myśleć pozytywie i korzystać z życia jak najbardziej się da. Ostatnie miesiące przyniosły wiele zmian. Myślę, że oboje w pewien sposób dojrzeliśmy i wraz z pojawieniem się obrączki na palcu wydaje mi się,że zaczęliśmy ostrożniej budować przyszłość naszego związku. Mam nadzieje, że wiecie co mam na myśli.
Na ten rok planujemy wiele zmian. Nadal chcemy inwestować w nasze gniazdko. Niespełnione marzenia z zeszłego roku dołączam do tych aktualnych i czekamy na to co przyniesie ten 2018 rok, gotowi trochę go wspomóc. :D 

18 komentarzy:

  1. Mieliście naprawdę pracowity rok!
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorsze w budowie domu jest jego wykończenie. Za Tobą rok pełen wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, ale dopiero teraz jestem tego świadoma! ;D

      Usuń
  3. Wiele się u Ciebie w poprzednim roku działo.
    Oby wasze plany w tym roku się zrealizowały ^^
    Świetne zdjęcia!
    Pozdrawiam ♥ wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Po takim szalonym roku życzę wam, żeby 2018 był spokojny :) należy się wam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę równie udanego 2018 roku! :)

    Zapraszam CAKEMONIKA :)

    OdpowiedzUsuń
  6. rzeczywiście sporo tego, sam ślub wymaga wielu przygotowań, jest stresujący i pełen emocji, a do tego budowa domu. mieliśmy podobnie, ale z urządzeniem mieszkania, do tego studia, praca, hardcore, narzeczony tak schudł, że trzeba było tydzień przed ślubem robić masakryczne poprawki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek czasami myśli, że doba się naciągnie a siły nie wyczerpią :D No cóż :P

      Usuń
  7. WOW! Gratuluję tak odważnych decyzji! Budowa domu to wielka rzecz, podobnie jak obietnica na ślubnym kobiercu, po prostu WOW. No i Barcelona... Jest naprawdę piękna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, faktycznie duże zmiany były w tym roku, ale my nie lubimy nudy :D

      Usuń