Do podsumowania zeszłego roku zbierałam
się naprawdę długo. W końcu większość swoich myśli na ten temat spisałam na
kartce, by potem je wklepać w komputer.
Ostatnie 12 miesięcy nie mogę
powiedzieć, że były nudne. Prawie wszystko kręciło się wokół dwóch głównych
tematów: ślubu i budowy domu. Gdybym mogła cofnąć czas, ale mieć aktualne
doświadczenie, nie zdecydowałabym się na połączenie dwóch tak ważnych wydarzeń. Pewnie dodatkowym utrudnieniem byliśmy my
sami a raczej drzemiąca w nas Zosiasamosia, która nie pozwalała nam dać się komuś wyręczyć. :/
Stąd też wieczorami po skończonych pracach na budowie gnaliśmy załatwiać sprawy
weselne… ale po kolei.
Rok 2017 rozpoczęliśmy w Irlandii, ale
już w lutym byliśmy na dwutygodniowym urlopie w Polsce. Dopełnialiśmy część
weselnych formalności, mimo zabiegania udało nam się wybrać do Zakopanego w
towarzystwie przyjaciół. W międzyczasie „przygotowywały” się dokumenty, by już
w maju ruszyć z fundamentami. To było coś! Jeszcze w marcu na irlandzkie święto
Patryka udaliśmy się do Barcelony. Pokochaliśmy to miasto. Zaczerpnęliśmy
słoneczka i zebraliśmy duży zapas energii do działania.
Jak pisałam wyżej, w maju ruszyły prace
budowlane. Jak tak o tym pomyślę to w mgnieniu oka postawiliśmy dom do stanu
surowego zamkniętego, ale tak naprawdę kosztowało nas to dużo wysiłku i stresu.
Nie mówiąc już o kosztach finansowych i o wirze w portfelu. Kiedyś myślałam, że
od takiego etapu do wprowadzki jest się już o krok. Głupia! Jeszcze tylko worek
$$$ i wchodzimy! :D Na temat budowy szykuję osobną serię (nie bez pomocy męża).
W 2017 roku spotkały nas nie tylko
piękne chwile, ale i te ciężkie, kiedy rosła gula w gardle i brakowało słów.
Nie obyło się bez nerwów, łez i nieporozumień. Niestety ta wybuchowa mieszanka
emocji jest nieodłączną częścią poważnych, życiowych decyzji. Teraz tego nie
żałuję. Mam to za sobą a jestem o krok do przodu. Przykre wspomnienia się zatrą
a zostaną tylko te piękne. Czasem tylko drażni mnie, że niepotrzebnie utrudniam
sobie życie i zamiast na skróty, wybieram tę bardziej wyboistą ścieżkę.
Im więcej piszę, tym więcej wspomnień
przychodzi mi do głowy. Choćby nawet szalony wieczór panieński czy relaksujące
spacery po lesie, obcowanie poprzez obiektyw z dziką zwierzyną.
Ten rok był bardzo pracowity. Czy
byliśmy w Polsce czy w Irlandii zawsze mieliśmy coś do zrobienia. Zresztą – mój
mąż jest mistrzem w wyszukiwaniu sobie zadań! Gdy o tym myślę, dziwię się, że
nie piekł mnie tyłek od jazdy samochodem. Od rana na budowie śniadanie – obiad – sprawy weselne a po drodze
nie mogłam nie zahaczyć o jakiś skład budowlany. :D Jeszcze dwa dni przed
ślubem dłubaliśmy coś przy domu. To tam w salonie szlifowaliśmy nasz pierwszy
taniec (nie chcę nawet pamiętać co zrobiłam z butami). Gdy wracam wspomnieniami
do przygotowań ślubnych jestem na siebie odrobinę zła, że na niektóre kwestie
nie poświęciłam więcej czasu. Natomiast sam 26 sierpnia był piękny a ja od
samego rana czułam się jakbym szła jako gość a nie panna młoda! Zupełny luz! ;D
Tydzień po weselu udaliśmy się na Gran Canarię w podróż poślubną, na temat,
której również szykuję ostatni już z tej serii wpis! ;) A potem, od września
leciało z górki.
Urodził się nowy członek naszej rodziny – mój prawowity
chrześniak. W końcu też po dwóch latach polecieliśmy do Polski na święta i nawet
jednodniowy wirus w Wigilię ( pierwszą u teściów :/ ) nie popsuł mi humoru.
Ten
rok był dobrą okazją do spełniania naszych marzeń. Staraliśmy się zawsze myśleć pozytywie i korzystać z życia jak najbardziej się da. Ostatnie miesiące przyniosły wiele zmian. Myślę, że oboje w pewien sposób dojrzeliśmy i wraz z pojawieniem się obrączki na palcu wydaje mi się,że zaczęliśmy ostrożniej budować przyszłość naszego związku. Mam nadzieje, że wiecie co mam na myśli.
Na ten rok planujemy wiele zmian. Nadal
chcemy inwestować w nasze gniazdko. Niespełnione marzenia z zeszłego roku
dołączam do tych aktualnych i czekamy na to co przyniesie ten 2018 rok, gotowi
trochę go wspomóc. :D
Mieliście naprawdę pracowity rok!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Tak, to prawda ;)
UsuńNajgorsze w budowie domu jest jego wykończenie. Za Tobą rok pełen wrażeń.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, ale dopiero teraz jestem tego świadoma! ;D
UsuńWiele się u Ciebie w poprzednim roku działo.
OdpowiedzUsuńOby wasze plany w tym roku się zrealizowały ^^
Świetne zdjęcia!
Pozdrawiam ♥ wy-stardoll.blogspot.com
Dziękuję :)
UsuńPo takim szalonym roku życzę wam, żeby 2018 był spokojny :) należy się wam :)
OdpowiedzUsuńSama trzymam za to kciuki! :D
UsuńŻyczę równie udanego 2018 roku! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam CAKEMONIKA :)
Dziękuję i oczywiście wzajemnie :)
Usuńrzeczywiście sporo tego, sam ślub wymaga wielu przygotowań, jest stresujący i pełen emocji, a do tego budowa domu. mieliśmy podobnie, ale z urządzeniem mieszkania, do tego studia, praca, hardcore, narzeczony tak schudł, że trzeba było tydzień przed ślubem robić masakryczne poprawki ;)
OdpowiedzUsuńCzłowiek czasami myśli, że doba się naciągnie a siły nie wyczerpią :D No cóż :P
UsuńWOW! Gratuluję tak odważnych decyzji! Budowa domu to wielka rzecz, podobnie jak obietnica na ślubnym kobiercu, po prostu WOW. No i Barcelona... Jest naprawdę piękna <3
OdpowiedzUsuńTaak, faktycznie duże zmiany były w tym roku, ale my nie lubimy nudy :D
UsuńDuuużo się tu u Ciebie działo!
OdpowiedzUsuńNie było nudno. Trzeba przyznać :D
Usuńdużo się działo!
OdpowiedzUsuńYhhm! :D
Usuń